poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Narracja pierwszoosobowa, czyli jak przestałam się martwić i zaczęłam kochać Nabokova


Olga Tokarczuk w swoim przemówieniu zatytułowanym „Czuły Narrator” wypowiada się na temat narracji pierwszoosobowej. Zdaniem noblistki taki zabieg pozawala na utworzenie więzi z czytelnikiem lub nawet umożliwia „wcielenie się” w narratora historii. Oczywiście spora część powieści pisanych w pierwszej osobie spełnia warunek, o którym wspomina pisarka. Wystarczy spojrzeć na dział literatury YA (Young Adult) i pozycje takie jak „Igrzyska Śmierci” czy trylogia „Niezgodna”. Postaci protagonistek tych powieści zostały napisane w taki sposób, aby docelowy odbiorca (najczęściej nastolatka) mógł utożsamiać się z bohaterkami. Dlatego też, obok niezwykłej fabuły, która odbiega od zwykłego życia czytelniczki, pojawiają się bardziej „codzienne” problemy, często natury miłosnej. Zabieg ten stosowany jest w wielu książkach, filmach czy serialach skierowanych do nastoletniego odbiorcy.
Warto podkreślić, że zjawisko, o którym pisze Tokarczuk, dotyczy głównie literatury młodzieżowej. To w powieściach  tej kategorii czytelnik najczęściej może „postawić się w jego [narratora] niepowtarzalnej sytuacji”. Inaczej jednak jest w przypadku dzieł wybitnych, z wyższej półki. Trudno bowiem wcielić się w rolę pedofila, Humberta Humberta z „Lolity” V. Nabokova i utożsamiać się z nim jedynie dlatego, że narrator wypowiada się w pierwszej osobie. Zresztą ten narrator wcale nie jest wiarygodny i nie można mu ufać – jest to oczytany, inteligentny przestępca, który stara się przedstawić siebie w jak najlepszym świetle. Ponadto próbuje on „wytłumaczyć” swoje zaburzenie, zasłaniając się szarlatańskimi praktykami Freuda. Humbert Humbert uważa bowiem, że jego obsesja na punkcie dziewczynek w okresie dojrzewania spowodowana jest śmiercią jego ukochanej z dzieciństwa, która umarła, gdy oboje mieli po dwanaście lat.
Humbert Humbert może budzić sympatię tylko tych nielicznych czytelników, którzy uwierzą we wszystko, co on napisał, pomimo iż w jego wersji opowiadanej historii brak jest wiarygodności. Może on budzić sympatię też tylko wówczas, gdy zapomni się, iż główna bohaterka jest jeszcze dzieckiem. Narracja w owym dziele należy do jednej z najciekawszych w literaturze, moim zdaniem. Nie jest przecież możliwe, by protagonista mógł dokładnie przywołać prowadzone przed laty czy choćby i nawet przed miesiącami dialogi lub wiernie zacytować listy, które niegdyś otrzymał. Nie ma on aż tak dobrej pamięci. Zatem każda rozmowa opisana przez niego podczas pobytu w areszcie ma charakter bardzo subiektywny i nie obrazuje rzeczywistości, lecz jedynie pokazuje perspektywę Humberta Humberta i jego prywatne odczucia. Właśnie z tego powodu możemy uznać, że zakończenie, w którym Dolores, czyli tytułowa Lolita, wybacza Humbertowi, jest fikcją, nieprawdą, którą czterdziestoletni pedofil przedstawia czytelnikowi, aby wzbudzić jego sympatię i oczyścić się z części zarzutów. Stworzenie „emocjonalnego porozumienia”, o którym pisze Tokarczuk, jest tutaj niemożliwe. Nie można bowiem współczuć Humbertowi, jego aresztowanie nie budzi litości, a już na pewno nie można utożsamiać się z mężczyzną. „Lolita”, choć napisana w narracji pierwszoosobowej, jest całkowicie niezgodna z tezą noblistki.
Nabokov jest pisarzem, który szczególnie upodobał sobie „niewiarygodnego narratora”. Jeden z jego pierwszych utworów, „Rozpacz” ponownie zaprzecza tezie Tokarczuk. Główny bohater tego dzieła, Hermann Karlovich, opowiada historię o tym, jak poznał swojego sobowtóra i jak planował popełnić zbrodnię idealną, zabijając „siebie”, a następnie przejmując rolę swojego klona. Wszystkie wydarzenia opisywane są tylko i wyłącznie z perspektywy narratora, który uważa, że spotkany przez niego mężczyzna jest jego idealnym odzwierciedleniem, sobowtórem. Okazuje się jednak, niestety już po dokonaniu morderstwa, że mężczyźni wcale nie byli podobni, a przynajmniej nie aż tak bardzo, jak sądził Hermann. On jednak nadal w to wierzy, nie dostrzega różnic między sobą i swoim rzekomym sobowtórem, który wcale nim nie jest. Powieść kończy się osaczeniem głównego bohatera w jego własnym domu. Karlovich nawet wówczas, gdy czeka na aresztowanie, gdy jego zbrodnia idealna nie powiodła się, wciąż jeszcze jest przekonany o swoim podobieństwie do Felixa, czyli zamordowanego. Narrator nie jest osobą, z którą możemy się utożsamiać. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć jego motywacji, gdyż Hermann prawdopodobnie cierpi na chorobę psychiczną. Uniemożliwia to nam wcielenia się w jego rolę i postawienie się w jego sytuacji. Narracja pierwszoosobowa w tym przypadku tworzy mur między czytelnikiem a narratorem.
Pisząc o chorobach psychicznych, „niewiarygodnych narratorach” i dziełach Nabokova nie sposób nie wspomnieć o znacznie późniejszym utworze tego pisarza, czyli o „Bladym Ogniu”. Charles Kinbote, autor komentarza do poematu o takiej samej nazwie jak książka,  ma wyraźne problemy psychiczne i podaje się za króla fikcyjnego państwa Zembli. Często też wplata elementy biograficzne Johna Shade’a, autora poematu lub nawet znacznie dłuższe wątki autobiograficzne. I znowu, nie da się utożsamić z głównym bohaterem – jego analiza poematu jest momentami całkowicie pozbawiona sensu. Główny bohater doszukuje się analogii do wydarzeń, które prawdopodobnie nigdy nie miały miejsca. Ponadto krytycy literaccy zauważyli, że Kinbote cierpi na coś w rodzaju manii prześladowczej. Narracja w „Bladym Ogniu” jest bardzo chaotyczna, momentami niemal schizofreniczna, co skutecznie uniemożliwia wcielenie się w głównego bohatera.
Jednakże nie tylko Nabokov stworzył niesympatycznych narratorów, z którymi nie sposób się identyfikować. Fiodor Dostojewski w „Notatkach z podziemia” wykreował wizerunek samotnego, niezrozumiałego, narcystycznego, mizantropijnego oraz odpychającego bohatera. Mężczyzna wiedzie nieszczęśliwe życie, często popełniając czyny, które przeczą logice, zachowuje się okrutnie bądź nieracjonalnie wobec innych postaci, na przykład w stosunku do Lizy, młodej prostytutki. Praktycznie każdy jego kontakt z drugą osobą kończy się upokorzeniem, pragnieniem zemsty lub złością głównego, bezimiennego bohatera czy właściwie to nawet antybohatera. Tutaj również, podobnie jak u Nabokova, narrator prawdopodobnie nie mówi czytelnikowi całej prawdy, a przedstawione wydarzenia są bardzo subiektywne. Za bardzo.
Oczywiście, jeżeli odniesiemy słowa Tokarczuk o narratorze pierwszoosobowym do literatury masowej XXI wieku, to wówczas trudno będzie się z nią nie zgodzić. Wyżej wspomniane „Igrzyska Śmierci” i  „Niezgodna” lub także inne powieści, np. „Hopeless”, „Piąta fala”, seria „Akademia Wampirów” czy też „Kroniki Wordstone” to jedne z najbardziej znanych przykładów książek, w których narrator jest głównym bohaterem opowiadanej historii i mówi o sobie w sposób bezpośredni, co pozwala na stworzenie więzi między nim a czytelnikiem. W tym miejscu warto także wspomnieć o ciekawym zjawisku, które rozwinęło się wraz z Internetem, czyli o tzw. fan-fiction. Jest to fikcyjne opowiadanie najczęściej oparte na popularnej serii, takiej jak „Harry Potter” czy „Zmierzch”, które zostało stworzone przez fanów danego utworu. W fan-fiction bardzo często można zaobserwować tzw. self-inserty, czyli świadome tworzenie postaci w taki sposób, by przypominała autora. Narracja często prowadzona jest w pierwszej osobie, zwykle też w opowiadanej historii dominują wątki romantyczne. Popularność fan-fiction wynika z możliwości wcielenia się w protagonistę lub protagonistkę (ta druga opcja zdecydowanie dominuje) danej historii, której zazwyczaj nie trzeba nawet wymyślać, ponieważ pomysł na fabułę można zaczerpnąć, by nie powiedzieć skopiować, z ulubionej serii.
Pomimo, iż fan-fiction w ciągu ostatnich kilku lat straciło na znaczeniu i stało się obiektem mniej lub bardziej wyszukanych żartów, nie można nie zauważyć fenomenu tego zjawiska. Uważam, że ten nowy rodzaj opowiadania idealnie pasuje do słów Tokarczuk z jej przemówienia, ponieważ pozwala na identyfikowanie się z określoną postać i umożliwia dokonywanie swobodnych modyfikacji świata przedstawionego. Warto również zaznaczyć, że niektóre internetowe fan-fiction doczekały się wydania w postaci powieści, a nawet zostały zekranizowane. Przykładem jest chociażby osławione „50 twarzy Greya”. Pierwowzorem tego filmu był fan-fiction oparty na serii „Zmierzch”. Pomimo niskich walorów artystycznych i wątpliwej wartości tego dzieła wyrażenie „50 twarzy” przeszło do potocznego języka i stało się bardzo popularne. Zdarza się nawet, że jest używane w sytuacjach o charakterze formalnym, na przykład w październiku 2019 roku w PTG „Sokół” w Krakowie zorganizowany został wykład „50 twarzy Mickiewicza”. Nie tylko jego nazwa nawiązuje do powieści i filmu powstałego z fan-fiction, ale także temat. Wykład dotyczył bowiem miłosnego i erotycznego życia naszego narodowego wieszcza.
Innym ciekawym zjawiskiem, o którym wspomina Tokarczuk, jest dzielenie „ciała literatury” na gatunki. Noblistka wyraża obawę, iż ustalenie poszczególnych „norm” gatunkowych sprawia, że pisarze tworzą dzieła schematyczne, podlegające pewnym z góry narzuconym regułom. Starają się wkomponować w daną kategorię i nie wyjść poza wyznaczane przez nią ramy. Jest to niestety zjawisko dosyć powszechne i znowuż dotyczy ono głównie literatury młodzieżowej, a zwłaszcza gatunku fantasy. Większość konwencji, takich jak spiczaste uszy i łuk u elfów czy topory i brody u krasnoludów zapoczątkował J.R.R. Tolkien. Stworzył on dzieło, które stało się wyznacznikiem, niemal nową „Biblią” dla późniejszych autorów fantasy. Aktualnie nie ma prawie  powieści z tego gatunku, w której rasa elfów nie miałaby wspomnianych wyżej charakterystycznych cech. Serie takie jak „Eragon” czy „Wiedźmin” mają zaskakująco wiele elementów wspólnych zaczerpniętych przede wszystkim z „Władcy Pierścieni” Tolkiena.
Niestety zjawisko ścisłego podziału utworów na gatunki doprowadziło do komercjalizacji niektórych dzieł o wybranych cechach. Najchętniej czytane i kupowane są powieści z gatunku fantasy i romanse, których walory artystyczne często są bardzo małe, ponieważ autorzy w swoich utworach powielają jedynie schematy. W Japonii przemysł anime dostarcza praktycznie wyłącznie te dwa typy serii, które niemal niczym nie różnią się od siebie. Zgodnie zatem z obawami Tokarczuk podział na gatunki prowadzi do  zubożenia tematyki dzieł literackich i ich wartość.
Zjawisko podziału na odrębne kategorie ma również inną wadę. Pojawia się bowiem pytanie, gdzie zaliczyć dzieła artystów, którzy nie tworzą pod skomercjalizowany rynek? Gdzie umieścić autorów takich jak Thomas Pynchon czy Dawid Foster Wallace? Do jakiego gatunku powieści zaliczyć dzieła pisarzy takich jak Nabokov, Joyce, Kafka i wielu innych wybitnych twórców, których utwory nie zaliczają się do literatury masowej? I co najważniejsze – jak ma się przebić nowa generacja artystów, która dopiero odkrywa swój styl? Ścisła kategoryzacja literatury odbiera sporo uroku czytaniu. Trudno też przez nią znaleźć „dobrą” książkę, ponieważ tonie ona pod tonami przeciętnej literatury. Dużo osób tworzy dzieła bardzo podobne do siebie, które jednak zaspokajają gusta przeciętnego czytelnika i umożliwiają zarobienie pieniędzy. Nie jest to jednak dobra tendencja.
Tokarczuk porusza bardzo ważne problemy w swoim przemówieniu i formułuje ciekawe tezy, choć moim zdaniem nie zawsze uwzględniają one wszystkie aspekty danego zagadnienia. Jest to zrozumiałe, ponieważ wypowiedź noblowska nie może przecież ciągnąć się bez końca… Ale właśnie dlatego otwiera ona szerokie pole do dyskusji i umożliwia nam samodzielne wypełnianie luk własnymi pomysłami i poglądami.
W pewnych punktach zgadzam się z opinią Olgi Tokarczuk, w innych mam jednak odrębne zdanie. Uważam, że pisarka, mówiąc o narracji pierwszoosobowej, spojrzała na temat tylko z jednej perspektywy. Zgadzam się, że ten typ narracji może wytworzyć więź między czytelnikiem a głównym bohaterem i pomaga mu lepiej zrozumieć przedstawioną historię. Jednakże narracja utrzymana w pierwszej osobie może także przynieść zupełnie odwrotny skutek, może spowodować zdystansowanie się czytelnika i wcale nie wywoła u niego współczucia czy empatii w stosunku do protagonisty. Słusznie jednak Tokarczuk podkreśliła, że dzisiejsza literatura jest skomercjalizowana, nie ulega też wątpliwości, że wskazane przez nią współczesne trendy w kulturze masowej rzeczywiście mają miejsce i bynajmniej nie przynoszą one pozytywnych efektów. XXI wiek będzie dla młodych pisarzy dużym wyzwaniem.


Literatura wszelaka

2 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się Twoje podejście. Szanuję że umiesz mieć swoje zdanie a nie automatycznie przestawiasz się na tryb ,,noblistka tak powiedziała- tak jest". Zapewne Pani Olga po przeczytaniu Twego wywodu przyznałaby Ci rację. Świetna argumentacja i przykłady. Zachwyca mnie Twoja inteligencja.
    Pozdrawiam, oddany czytelnik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło dowiedzieć się, że mam oddanego czytelnika. Mam nadzieję, że następne teksty Cię nie zawiodą i że równie chętnie je przeczytasz, co ten. Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń