Olga Tokarczuk w swoim przemówieniu
zatytułowanym „Czuły Narrator” wypowiada się na temat narracji
pierwszoosobowej. Zdaniem noblistki taki zabieg
pozawala na utworzenie więzi z czytelnikiem lub nawet umożliwia „wcielenie
się” w narratora historii. Oczywiście spora
część powieści pisanych w pierwszej osobie spełnia warunek, o którym wspomina pisarka. Wystarczy spojrzeć na
dział literatury YA (Young Adult) i pozycje takie jak „Igrzyska Śmierci” czy
trylogia „Niezgodna”. Postaci protagonistek tych powieści zostały napisane
w taki sposób, aby docelowy odbiorca (najczęściej nastolatka) mógł
utożsamiać się z bohaterkami. Dlatego też, obok niezwykłej fabuły, która
odbiega od zwykłego życia czytelniczki, pojawiają się bardziej „codzienne”
problemy, często natury miłosnej. Zabieg ten stosowany jest w wielu książkach,
filmach czy serialach skierowanych do nastoletniego odbiorcy.
Warto podkreślić, że zjawisko, o
którym pisze Tokarczuk, dotyczy głównie literatury młodzieżowej. To w
powieściach tej kategorii czytelnik
najczęściej może „postawić się w jego [narratora] niepowtarzalnej sytuacji”. Inaczej
jednak jest w przypadku dzieł wybitnych, z wyższej półki. Trudno bowiem
wcielić się w rolę pedofila, Humberta Humberta z „Lolity” V. Nabokova i
utożsamiać się z nim jedynie dlatego, że narrator wypowiada się w pierwszej
osobie. Zresztą ten narrator wcale nie jest wiarygodny i nie można mu ufać – jest
to oczytany, inteligentny przestępca, który stara się przedstawić siebie w jak
najlepszym świetle. Ponadto próbuje on „wytłumaczyć” swoje zaburzenie, zasłaniając
się szarlatańskimi praktykami Freuda. Humbert Humbert uważa bowiem, że jego
obsesja na punkcie dziewczynek w okresie dojrzewania spowodowana jest śmiercią
jego ukochanej z dzieciństwa, która umarła, gdy oboje mieli po dwanaście lat.
Humbert Humbert może budzić
sympatię tylko tych nielicznych czytelników, którzy uwierzą we wszystko, co on
napisał, pomimo iż w jego wersji opowiadanej historii brak jest wiarygodności.
Może on budzić sympatię też tylko wówczas, gdy zapomni się, iż główna bohaterka
jest jeszcze dzieckiem. Narracja w owym dziele należy do jednej z
najciekawszych w literaturze, moim zdaniem. Nie jest przecież możliwe, by
protagonista mógł dokładnie przywołać prowadzone przed laty czy choćby
i nawet przed miesiącami dialogi lub wiernie zacytować listy, które
niegdyś otrzymał. Nie ma on aż tak dobrej pamięci. Zatem każda rozmowa opisana
przez niego podczas pobytu w areszcie ma charakter bardzo subiektywny i nie
obrazuje rzeczywistości, lecz jedynie pokazuje perspektywę Humberta Humberta
i jego prywatne odczucia. Właśnie z tego powodu możemy uznać, że
zakończenie, w którym Dolores, czyli tytułowa Lolita, wybacza Humbertowi, jest
fikcją, nieprawdą, którą czterdziestoletni pedofil przedstawia czytelnikowi,
aby wzbudzić jego sympatię i oczyścić się z części zarzutów. Stworzenie
„emocjonalnego porozumienia”, o którym pisze Tokarczuk, jest tutaj niemożliwe.
Nie można bowiem współczuć Humbertowi, jego aresztowanie nie budzi litości,
a już na pewno nie można utożsamiać się z mężczyzną. „Lolita”, choć
napisana w narracji pierwszoosobowej, jest całkowicie niezgodna z tezą
noblistki.
Nabokov jest pisarzem, który szczególnie
upodobał sobie „niewiarygodnego narratora”. Jeden z jego pierwszych utworów,
„Rozpacz” ponownie zaprzecza tezie Tokarczuk. Główny bohater tego dzieła,
Hermann Karlovich, opowiada historię o tym, jak poznał swojego sobowtóra i jak
planował popełnić zbrodnię idealną, zabijając „siebie”, a następnie
przejmując rolę swojego klona. Wszystkie wydarzenia opisywane są tylko i wyłącznie
z perspektywy narratora, który uważa, że spotkany przez niego mężczyzna jest
jego idealnym odzwierciedleniem, sobowtórem. Okazuje się jednak, niestety już
po dokonaniu morderstwa, że mężczyźni wcale nie byli podobni, a przynajmniej
nie aż tak bardzo, jak sądził Hermann. On jednak nadal w to wierzy, nie
dostrzega różnic między sobą i swoim rzekomym sobowtórem, który wcale nim nie
jest. Powieść kończy się osaczeniem głównego bohatera w jego własnym domu.
Karlovich nawet wówczas, gdy czeka na aresztowanie, gdy jego zbrodnia idealna
nie powiodła się, wciąż jeszcze jest przekonany o swoim podobieństwie do
Felixa, czyli zamordowanego. Narrator nie jest osobą, z którą możemy się
utożsamiać. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć jego motywacji, gdyż Hermann
prawdopodobnie cierpi na chorobę psychiczną. Uniemożliwia to nam wcielenia się
w jego rolę i postawienie się w jego sytuacji. Narracja pierwszoosobowa w tym
przypadku tworzy mur między czytelnikiem a narratorem.
Pisząc o chorobach psychicznych,
„niewiarygodnych narratorach” i dziełach Nabokova nie sposób nie wspomnieć o
znacznie późniejszym utworze tego pisarza, czyli o „Bladym Ogniu”. Charles
Kinbote, autor komentarza do poematu o takiej samej nazwie jak książka, ma wyraźne problemy psychiczne i podaje się za
króla fikcyjnego państwa Zembli. Często też wplata elementy biograficzne Johna
Shade’a, autora poematu lub nawet znacznie dłuższe wątki autobiograficzne. I
znowu, nie da się utożsamić z głównym bohaterem – jego analiza poematu
jest momentami całkowicie pozbawiona sensu. Główny bohater doszukuje się
analogii do wydarzeń, które prawdopodobnie nigdy nie miały miejsca. Ponadto
krytycy literaccy zauważyli, że Kinbote cierpi na coś w rodzaju manii prześladowczej.
Narracja w „Bladym Ogniu” jest bardzo chaotyczna, momentami niemal
schizofreniczna, co skutecznie uniemożliwia wcielenie się w głównego bohatera.
Jednakże nie tylko Nabokov stworzył
niesympatycznych narratorów, z którymi nie sposób się identyfikować. Fiodor
Dostojewski w „Notatkach z podziemia” wykreował wizerunek samotnego,
niezrozumiałego, narcystycznego, mizantropijnego oraz odpychającego bohatera.
Mężczyzna wiedzie nieszczęśliwe życie, często popełniając czyny, które przeczą
logice, zachowuje się okrutnie bądź nieracjonalnie wobec innych postaci, na
przykład w stosunku do Lizy, młodej prostytutki. Praktycznie każdy jego
kontakt z drugą osobą kończy się upokorzeniem, pragnieniem zemsty lub złością
głównego, bezimiennego bohatera czy właściwie to nawet antybohatera. Tutaj
również, podobnie jak u Nabokova, narrator prawdopodobnie nie mówi czytelnikowi
całej prawdy, a przedstawione wydarzenia są bardzo subiektywne. Za bardzo.
Oczywiście, jeżeli odniesiemy słowa
Tokarczuk o narratorze pierwszoosobowym do literatury masowej XXI wieku, to
wówczas trudno będzie się z nią nie zgodzić. Wyżej wspomniane „Igrzyska Śmierci”
i „Niezgodna” lub także inne powieści, np.
„Hopeless”, „Piąta fala”, seria „Akademia Wampirów” czy też „Kroniki Wordstone”
to jedne z najbardziej znanych przykładów książek, w których narrator jest
głównym bohaterem opowiadanej historii i mówi o sobie w sposób
bezpośredni, co pozwala na stworzenie więzi między nim a czytelnikiem. W
tym miejscu warto także wspomnieć o ciekawym zjawisku, które rozwinęło się wraz
z Internetem, czyli o tzw. fan-fiction. Jest to fikcyjne opowiadanie
najczęściej oparte na popularnej serii, takiej jak „Harry Potter” czy
„Zmierzch”, które zostało stworzone przez fanów danego utworu. W fan-fiction bardzo
często można zaobserwować tzw. self-inserty, czyli świadome tworzenie postaci w
taki sposób, by przypominała autora. Narracja często prowadzona jest w pierwszej
osobie, zwykle też w opowiadanej historii dominują wątki romantyczne.
Popularność fan-fiction wynika z możliwości wcielenia się w protagonistę lub
protagonistkę (ta druga opcja zdecydowanie dominuje) danej historii, której
zazwyczaj nie trzeba nawet wymyślać, ponieważ pomysł na fabułę można
zaczerpnąć, by nie powiedzieć skopiować, z ulubionej serii.
Pomimo, iż fan-fiction w ciągu
ostatnich kilku lat straciło na znaczeniu i stało się obiektem mniej lub
bardziej wyszukanych żartów, nie można nie zauważyć fenomenu tego zjawiska.
Uważam, że ten nowy rodzaj opowiadania idealnie pasuje do słów Tokarczuk z jej
przemówienia, ponieważ pozwala na identyfikowanie się z określoną postać i
umożliwia dokonywanie swobodnych modyfikacji świata przedstawionego. Warto
również zaznaczyć, że niektóre internetowe fan-fiction doczekały się wydania w
postaci powieści, a nawet zostały zekranizowane. Przykładem jest chociażby
osławione „50 twarzy Greya”. Pierwowzorem tego filmu był fan-fiction oparty na serii
„Zmierzch”. Pomimo niskich walorów artystycznych i wątpliwej wartości tego
dzieła wyrażenie „50 twarzy” przeszło do potocznego języka i stało się
bardzo popularne. Zdarza się nawet, że jest używane w sytuacjach o charakterze
formalnym, na przykład w październiku 2019 roku w PTG „Sokół” w Krakowie
zorganizowany został wykład „50 twarzy Mickiewicza”. Nie tylko jego nazwa
nawiązuje do powieści i filmu powstałego z fan-fiction, ale także temat. Wykład
dotyczył bowiem miłosnego i erotycznego życia naszego narodowego wieszcza.
Innym ciekawym zjawiskiem, o którym
wspomina Tokarczuk, jest dzielenie „ciała literatury” na gatunki. Noblistka
wyraża obawę, iż ustalenie poszczególnych „norm” gatunkowych sprawia, że
pisarze tworzą dzieła schematyczne, podlegające pewnym z góry narzuconym
regułom. Starają się wkomponować w daną kategorię i nie wyjść poza wyznaczane
przez nią ramy. Jest to niestety zjawisko dosyć powszechne i znowuż
dotyczy ono głównie literatury młodzieżowej, a zwłaszcza gatunku fantasy.
Większość konwencji, takich jak spiczaste uszy i łuk u elfów czy topory i brody
u krasnoludów zapoczątkował J.R.R. Tolkien. Stworzył on dzieło, które stało się
wyznacznikiem, niemal nową „Biblią” dla późniejszych autorów fantasy. Aktualnie
nie ma prawie powieści z tego gatunku, w
której rasa elfów nie miałaby wspomnianych wyżej charakterystycznych cech.
Serie takie jak „Eragon” czy „Wiedźmin” mają zaskakująco wiele elementów
wspólnych zaczerpniętych przede wszystkim z „Władcy Pierścieni” Tolkiena.
Niestety zjawisko ścisłego podziału
utworów na gatunki doprowadziło do komercjalizacji niektórych dzieł o wybranych
cechach. Najchętniej czytane i kupowane są powieści z gatunku fantasy
i romanse, których walory artystyczne często są bardzo małe, ponieważ
autorzy w swoich utworach powielają jedynie schematy. W Japonii przemysł anime
dostarcza praktycznie wyłącznie te dwa typy serii, które niemal niczym nie
różnią się od siebie. Zgodnie zatem z obawami Tokarczuk podział na gatunki
prowadzi do zubożenia tematyki dzieł
literackich i ich wartość.
Zjawisko podziału na odrębne kategorie
ma również inną wadę. Pojawia się bowiem pytanie, gdzie zaliczyć dzieła
artystów, którzy nie tworzą pod skomercjalizowany rynek? Gdzie umieścić autorów
takich jak Thomas Pynchon czy Dawid Foster Wallace? Do jakiego gatunku powieści
zaliczyć dzieła pisarzy takich jak Nabokov, Joyce, Kafka i wielu innych wybitnych
twórców, których utwory nie zaliczają się do literatury masowej? I co najważniejsze
– jak ma się przebić nowa generacja artystów, która dopiero odkrywa swój styl?
Ścisła kategoryzacja literatury odbiera sporo uroku czytaniu. Trudno też przez
nią znaleźć „dobrą” książkę, ponieważ tonie ona pod tonami przeciętnej
literatury. Dużo osób tworzy dzieła bardzo podobne do siebie, które jednak
zaspokajają gusta przeciętnego czytelnika i umożliwiają zarobienie pieniędzy.
Nie jest to jednak dobra tendencja.
Tokarczuk porusza bardzo ważne
problemy w swoim przemówieniu i formułuje ciekawe tezy, choć moim zdaniem nie
zawsze uwzględniają one wszystkie aspekty danego zagadnienia. Jest to
zrozumiałe, ponieważ wypowiedź noblowska nie może przecież ciągnąć się bez
końca… Ale właśnie dlatego otwiera ona szerokie pole do dyskusji i umożliwia
nam samodzielne wypełnianie luk własnymi pomysłami i poglądami.
W pewnych punktach zgadzam się z opinią
Olgi Tokarczuk, w innych mam jednak odrębne zdanie. Uważam, że pisarka, mówiąc
o narracji pierwszoosobowej, spojrzała na temat tylko z jednej perspektywy.
Zgadzam się, że ten typ narracji może wytworzyć więź między czytelnikiem a
głównym bohaterem i pomaga mu lepiej zrozumieć przedstawioną historię. Jednakże
narracja utrzymana w pierwszej osobie może także przynieść zupełnie odwrotny
skutek, może spowodować zdystansowanie się czytelnika i wcale nie wywoła u
niego współczucia czy empatii w stosunku do protagonisty. Słusznie jednak
Tokarczuk podkreśliła, że dzisiejsza literatura jest skomercjalizowana, nie
ulega też wątpliwości, że wskazane przez nią współczesne trendy w kulturze
masowej rzeczywiście mają miejsce i bynajmniej nie przynoszą one pozytywnych
efektów. XXI wiek będzie dla młodych pisarzy dużym wyzwaniem.
Literatura wszelaka |
Bardzo podoba mi się Twoje podejście. Szanuję że umiesz mieć swoje zdanie a nie automatycznie przestawiasz się na tryb ,,noblistka tak powiedziała- tak jest". Zapewne Pani Olga po przeczytaniu Twego wywodu przyznałaby Ci rację. Świetna argumentacja i przykłady. Zachwyca mnie Twoja inteligencja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, oddany czytelnik :)
Miło dowiedzieć się, że mam oddanego czytelnika. Mam nadzieję, że następne teksty Cię nie zawiodą i że równie chętnie je przeczytasz, co ten. Pozdrawiam cieplutko!
Usuń