czwartek, 14 maja 2020

Raport - część 3

Pierwotnie potraktowałam samo objawienie z lekkim niedowierzaniem. Nie dlatego, że aż tak bardzo wierzyłam w bogów. Po prostu i tak byłam przekonana, że ludność osady prędzej czy później wróci w jakiś sposób do starego kultu. Cóż… Dopiero dzisiaj mogę powiedzieć, że po części miałam rację, a po części nie.
Dawna forma kultu, jak na razie, nie odrodziła się, zaobserwowałam  raczej powstawanie przeciwnych poglądów.  Narodziły się całkowicie nowe wierzenia i ugrupowania, jak na przykład Towarzystwo Przyjaciół Porozumienia. To, co najbardziej mnie zdziwiło, to było właśnie utworzenie odmiennego podziału na frakcje. Spodziewałam się, że kapłani połączeni z myśliwymi spróbują zdławić nowe idee. Przypuszczałam, że być może część z nich się odłączy i będzie głosiła własne poglądy, ale tylko część, nieliczna część… Natomiast wygląda na to, że podział jest znacznie poważniejszy i mniej spodziewany.
            Tradycjonaliści składają się z garstki myśliwych, adeptów kapłaństwa i może dwóch czy trzech dawnych członków starszyzny. Ostatnio dołączyło tam również kilku panów i kmieci. Aktualnie przewodzi nimi urzędnik, który jako jedyny ze swojej frakcji pozostał przy starej wierze. Grupka ta została wyparta ze świątyni i w tym momencie okupują ołtarz „Trzech bóstw”. Z tego co wiem, planują stworzyć tam fortecę, z której mogliby urządzać wypady i ataki na inne stowarzyszenia. Wydaje mi się jednak, że nie przetrwają długo. Między innymi dlatego, że większość pozostałych frakcji uważa ich za wrogów numer jeden, a oni sami są na tyle słabi, że nie zdołają odeprzeć żadnego zbiorowego ataku. Dodatkowo część Tradycjonalistów to jedne z najbardziej zmiennych osób, jakie znam, więc myślę, że w chwili słabości opuszczą oni pole walki i chyłkiem przyłączą się do innego ugrupowania.
            Molochiści to z kolei najbardziej niszczycielska frakcja, gotowa zburzyć wszystko na swojej drodze. W dawnych czasach, jeszcze sprzed rewelacji, istniały podejrzenia, że niektórzy członkowie naszej społeczności są tajnymi sługami Molocha. Jeśli znaleziono jakiś dowód obciążający, to takiego zdrajcę skazywano na banicję, tylko w paru przypadkach wydano wyroki śmierci. Teraz część z nich powróciła z wyginania, szukając zemsty na swoich oprawcach i dawnych sąsiadach. Najczęściej polują oni na byłych myśliwych i na starych kapłanów, których postrzegają jako wyznawców i adwokatów słabych bogów. Niedawno dołączyła do nich część niezadowolonych panów, głównie tych popierających poprzednio urzędników, jak również jeden urzędnik we własnej osobie, który postanowił stworzyć podwaliny nowej wiary. Aktualnie nieznana jest ich siedziba, słyszałam natomiast, że w lesie powstają „ołtarze Molocha”. Sama jednak nie mam odwagi, aby zapuszczać się tak daleko od osady i szukać tam prawdy.
            Katastrofiści – kolejne stowarzyszenie. Wierzą, że nadchodzą czasy ostateczne, że bogowie mają niedługo zejść z góry Hojberg i zetrzeć z powierzchni świata całą nieprawość i zło. Wierzą, że jest to ostatnia możliwość, aby odpokutować za swoje winy, ostatnia możliwość, aby zostać rozgrzeszonym przed śmiercią. Część z nich uważa nawet, że wojna już się rozpoczęła i muszą pokonać innych, aby udowodnić w ten sposób bogom swoją wartość. Każdy może do nich dołączyć. Ale jeśli ktoś stanie im na drodze, nieważne czy Tradycjonalista, czy Farmista – zostanie uznany za zwolennika Ciemności. Katastrofiści to niezbyt duża, aczkolwiek silna i samowystarczalna grupka, która ma szansę potężnie się rozrosnąć i zaprowadzić nowy ład. Ich siła pochodzi od łowców, którzy bardzo chętnie zrzeszyli się z tą grupą. Nie ma też w takim razie nic dziwnego w tym, że ich główna siedziba znajduje się przy chatach i ogniskach myśliwskich.
            Ogólna Popularna Frakcja Kmieci i Panów, potocznie zwana Farmistami, to ruch zapoczątkowany, podobnie jak każdy inny, przez młodych uczonych. To ugrupowanie, zgodnie z nazwą, zrzesza chłopów i panów (głównie tych skupionych dawniej wokół inteligencji). Frakcja ta ma spory potencjał i duże ambicje, ale brakuje jej pomysłu, co uczynić po uporaniu się z wrogami. Na chwilę obecną Farmiści zakazali jednak jakichkolwiek debat na ten temat aż do czasu, gdy wygrają. Zaoferowali oni, że zniosą przywileje kapłanów i ukrócą samowolę łowiecką, lecz, zapytani o szczegóły, nie byli w stanie nic odpowiedzieć. Farmiści, jak sama nazwa wskazuje, siedzibę mają niedaleko naszej, niegdyś wspólnej farmy i stamtąd właśnie wydają coraz to nowsze edykty i postanowienia, niczego jednak w nich nie precyzując.
            Towarzystwo Przyjaciół Porozumienia początkowo współpracowało z Farmistami, jednakże wskutek pewnego rozdziału, jak i przez pogardliwy ich stosunek wobec kmieci, TPP zerwało sojusz i przeprowadziło szturm na budynek administracji. Ta grupka nie jest jeszcze specjalnie silna, ale po odparciu ataku Dekadentystów zaczęła zyskiwać na poparciu, zwłaszcza wśród kapłanów i uczonych, ale także wśród myśliwych. Kmiecie jednak nie uczestniczą w rozmowach z nimi, gdyż większość z nich popiera całym sercem OPFKP. Towarzystwo Przyjaciół Porozumienia głosi, że wszyscy ludzie zostali stworzeni wolnymi,  ale równocześnie zachowuje się protekcjonalnie w stosunku do „niefortunnych istot”, czyli biedniejszych chłopów. Takie podejście TPP wywołuje spory sprzeciw wśród kmieciów, którzy nie darzą tego ugrupowania ciepłymi uczuciami. Ich gniew, choć lekceważony, może być niebezpieczny i może doprowadzić do zguby Towarzystwa.
            Praktycjonaliści zakładają natomiast, że obecny kryzys nie jest niczym poważnym, że należy zachować spokój i najlepiej żyć tak, jak kiedyś. Na pytanie, co robić, gdy nie ma już bogów, odpowiadają, że każdy powinien sam znaleźć sens życia i że wewnętrzną harmonię można osiągnąć poprzez wyzwolenie się ze smutku. Mają bardzo praktyczne podejście do życia. Na tyle praktyczne, że można by ich wręcz uznać za bezduszne automaty, które nie robią nic innego tylko obliczają w głowach najlepszy możliwy wynik. Do tej grupy można zaliczyć każdego, od starego urzędnika, który nie przejął się wybuchem zamieszek, poprzez chłopa, który dalej spokojnie uprawia swoje pole, aż po młodziusieńkiego uczonego, nadal szukającego „idealnej” solucji. W zasadzie nie jest to formalna frakcja i dlatego też nie ma ona żadnej siedziby.
            Zagładowcy mają zupełnie przeciwne podejście. To ludzie, którzy całkowicie stracili nadzieję. Część już zdążyła popełnić samobójstwo, inni natomiast wciąż zastanawiają się, co właściwie jest po drugiej stronie. Podobnie jak Praktycjonaliści, to również nie jest żadne formalne stowarzyszenie. Zagładowcy to raczej zbiór ogólnych tendencji, pojawiających się wśród ludności Hiellfsgaardu. Ciężko zatem określić ich aktualną liczbę – naprzemiennie spada ona, by potem znowu wzrosnąć, lecz ja i tak myślę, że jest to grupa przejściowa.
            Na sam koniec zostawiłam największą i najdziwniejszą frakcję – Dekadentystów. Uznali oni, że wraz ze „śmiercią bogów” umarły także stare obyczaje. Starszyzna, myśliwi, panowie – wszyscy członkowie tego stronnictwa stwierdzili, że skoro są wolni, skoro nie ma już nikogo nad nimi, a ich dawne życie straciło sens, to mogą łamać wszelkie stare prawa. Przecież i tak nigdy nie zostaną ukarani. Do tej pory zorganizowali już dwie orgie i zdesakralizowali świątynię, gdzie jeszcze niedawno składali ofiary. Niszczą oni wszystko, co ma związek z przeszłością. Momentami bardziej przypominają zwierzęta niż ludzi. Gdyby nie to, że całkowicie odrzucają wszelkie aspekty wiary i wszelkie rodzaje religii, to można by ich pomylić z Molochistami. Ci ostatni jednak czczą „upadłych bogów” i to ich odróżnia.
            Dekadentyści opanowali główną część wsi wraz z targowiskiem i świątynią i jak na razie wydają się dominującym ugrupowaniem. Według mnie będą jednak musieli prędzej czy później pójść na pewne ustępstwa i przywrócić część starych zasad, jeżeli pragną utrzymać swoją pozycję. Dostałam propozycję dołączenia do ich dziwacznego kultu, że się tak o nim wyrażę, ale nie skorzystałam z oferty. Dekadentyści są gotowi przyjąć każdego, niezależnie od jego poprzedniej przynależności, co prawdopodobnie jest ich największą zaletą.
            Zapytacie: a jak wiadomość o wyparowaniu bogów przyjęły Wyrzutki? Cóż, bardzo prosto, choć dosyć niecodziennie. Zorganizowały wypad do wioski, ale tylko po to, aby wykpić naszą dawną wiarę i nas przy okazji. I tyle. Prawdopodobnie, zresztą podobnie jak ja, nawet nie wiedzieli, dlaczego bogowie nas opuścili. Część z nich dołączyła potem do Dekadentystów albo do Molochistów. Tylko garstka postanowiła poprzeć OPF-coś-tam i aktualnie stanowią bardziej radykalne ramię tego stowarzyszenia.
            W skrócie sytuacja jest następująca: stary świat jest poważnie zagrożony, a jego przyszłość rozstrzygnie się w okopach. Fanatycy religijni zajęli obrzeża osady i zamierzają bez wytchnienia nękać pozostałe frakcje. Schizma w obozie Farmistów i Porozumieniowców znacząco osłabiła obydwie grupy, ci pierwsi mają jednak większą szansę na przetrwanie. Moja aktualna prognoza? Dekadentyści będą wciąż rosnąć w siłę, podczas gdy reszta ekstremistów powybija siebie nawzajem. Mam jednak nadzieję, że Towarzystwo Przyjaciół nawiąże współpracę ideową z Dekadentystami bądź Praktycjonalistami, jeżeli ci wreszcie zjednoczą się w formalne stowarzyszenie.
            Wspomniałam wcześniej o moim bracie. Cóż, istnieje bowiem jeszcze jedna, dosyć nieliczna grupa, do której należy i on i ja. Wybraliśmy jeszcze inną opcję niż te wyżej wymienione. Nie będę jej jednakże opisywała, bo nie po co. Nic nas ze sobą nie łączy, w rzeczywistości nawet nie można nazwać nas grupą, gdyż nie utrzymujemy ze sobą żadnego kontaktu. Po porostu jesteśmy neturalni. Do czasu aż obierzemy jedną ze stron.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz