niedziela, 12 kwietnia 2020

Polowanie

Ajeinleacw opuścił swoją grotę. Z daleka słychać było tępe uderzanie kamienia o skały, co oznaczało, że zostaje zwołana narada, a, sądząc po pogodzie, prawdopodobnie miała ona dotyczyć polowania. Kamienny Krąg, gdzie organizowano spotkania, rządził się własnymi prawami. Podczas gdy większość plemienia chodziła w jakichś szmatach, okryta była liśćmi albo po prostu prezentowała swoją męskość oraz bujne owłosienie, to akurat w tym miejscu wszyscy mieli podobny strój. Nie taki sam oczywiście, ale niepisana zasada mówiła, że ma być w miarę jednakowy. Zazwyczaj składał się ze skóry upolowanego wcześniej zwierzęcia; najlepszy myśliwy otrzymywał najlepszą skórę, którą następnie ozdabiał. Chociaż nazwanie tego ozdobą, to zbyt wielka nobilitacja dla takich prymitywnych konstrukcji. Największą popularnością cieszyły się szalikopodobne twory z zajęczych skór, na których znajdowały się pasy i kropki, najczęściej z krwi.

Ajeinleacw należał do zgoła innych osób. Nie był specjalnie wybitnym wojownikiem bądź myśliwym, gdyż jego specjalizacją była głównie uprawa roli oraz tworzenie malowideł ściennych. Czasami też pomagał zszyć części stroju swoich współplemieńców, które potem wyróżniały się od innych swoją dokładnością i, niestety nie dostrzeganym przez właścicieli, pięknem. Ubiór zaś samego Ajeinleacw'a nie wyróżniał się niczym specjalnym, prócz swojej trwałości. Mężczyzna nie starał się przyozdabiać go różnymi śmieciami, bo nie widział w tym żadnego sensu. Okrywał on jedynie swoje uda, brzuch, klatkę piersiową i plecy, tak, aby nie ukazywać swojego ciała, które zazwyczaj budziło śmiech albo współczucie wśród innych. Nie oznaczało to, że było brzydkie albo słabe – po prostu nie nadawało się do polowania, więc społeczność wojowników i ich kobiety, patrzyły na niego (oraz jego umiejętności łowieckie) z tępym politowaniem.

Kiedy Ajeinleacw doszedł do Kamiennego Kręgu, wdział swoją łowiecką szatę i usiadł na kamieniu najbardziej oddalonym od innych. Wrzawa i pokrzykiwania ucichły, gdy na środku kręgu pojawił się Wódz. W młodości był najlepszym wojownikiem, lecz teraz, niestety, nieco starszy, nie uczestniczył już aktywnie w łowach. Często za to nadzorował polowanie, arbitrował, kiedy ktoś się kłócił bądź pomagał goić rany. Ponadto darzył on sympatią Ajeinleacw'a i paru innych, nieco wycofanych, współplemieńców. Pozwalał im czasami zostać w tyle, aby pozbierali jagody, obmyślili strategię albo oskórowali zabitego zwierza. Z niejasnego powodu, ta odmienność i  wyjątkowe prawa, bardzo denerwowały resztę plemienia, która często skarżyła się na to „specjalne traktowanie” i pragnęła przyłączyć tych towarzyszy do większości, pomimo jawnego gardzenia nimi. Jednakże nie wszyscy podzielali to zdanie. Część wolała zająć się własnymi sprawami, zresztą – im mniej rywali, tym więcej zwierza i kobiet dla nich! Jeszcze inna grupa próbowała „nauczyć się” posługiwania oszczepem albo kamienną kulą, lecz na próżno.

Ciekawy był wygląd owych fanów łowiectwa. Każdy z nich różnił się między sobą, niektórzy mieli nawet szlachetny błysk w oczach i nutę inteligencji, która jednak szybko znikała, gdy tylko rozpoczynał się łów. Cechą, która łączyła praktycznie ich wszystkich, było intensywne owłosienie na prawie całej powierzchni ciała. Ręce przypominały mech, brzuch i klatka piersiowa sprawiały wrażenie  wełny, a ich mamucie nogi były odpychająco włochate. Ich twarze stanowiły, czasami, wyjątek – niektórzy mieli różnorakie blizny i siniaki, a do tego gigantyczny, niechlujny zarost albo brody, twarz  innych  z kolei pozbawiona  była ran. Niekiedy jakieś małe żyjątko, utknąwszy w zaroślach ich włosów, umierało, pośród patyków, zepsutych owoców bądź fekaliów. Ich ubiór również nie był jednolity. Ci najbardziej obrzydliwi chodzili nago, czasami nawet podczas rady, za co byli karani, jednakże bez rezultatu. Najgłupsi z myśliwych często puszyli się w strojach ozdobionych piórkami, liśćmi i innymi prestiżowymi znaleziskami. Oczywiście to nie oni szyli owe cuda, a jeśli nawet, to ich żywot nie trwał dłużej niż trzy dni.

Pomimo tego trafiały się tam osoby przyjazne i nieco bardziej zadbane, które po prosty lubiły polowanie, nie uważając go jednak za święty obowiązek. Jedzenia wokół było w końcu w bród. Mimo to, takie osoby zazwyczaj milczały, gdy inni nękali nie-polujących. Jednakże, zdarzały się przypadki, kiedy po szczególnie złym dniu i nędznym polowaniu bronili słabszych przed wojownikami, którzy wyładowywali na nich swoją złość za te wszystkie zbyt szybko biegające króliki.

Ajeinleacw zdawał sobie sprawę z różnic pomiędzy nim a innymi. Czasami zastanawiał się, czy należał do tego samego gatunku, co tamte „bezmózgi”. Jego pycha nie przejawiała się w żaden widoczny sposób, większość osób uważała go za przeciętnego, słabego i bezużytecznego człowieka. Pomimo to, mężczyzna nigdy nie wątpił w swoją wielkość i wiele razy wyobrażał sobie, co odpowie i czego dokona, aby pokazać innym swoją wielkość. Nigdy nie kończyło się na słowach.
…tylko na myślach, które szybko zostawały porzucane.

Pod tym względem inni mieli rację – był słaby.

Po krótkiej naradzie ustalono cel polowania.  Jak za każdym razem Ajeinleacw usiadł gdzieś z boku, podczas gdy reszta szykowała swoje uzbrojenie. Jak za każdym razem wziął zniszczone stroje swoich pobratymców, aby ocenić szkody i dokonać ewentualnych napraw.  Jak za każdym razem starał się nie słuchać prymitywnych okrzyków i pieśni, nie mających większego sensu. Ten dzień był po prostu taki,  jak za każdym razem. Nic w świecie Ajeinleacw’a nigdy nie uległo i nigdy nie ulegnie zmianie.

Tego samego nie można było jednak powiedzieć o Ajuwonzot'cie, zupełnie mizernym, aczkolwiek najbardziej zadbanym łowcy, chociaż jeszcze niedawno określanie go tym mianem nie byłoby zgodne z prawdą. Chłopak miał spore problemy z upolowaniem czegokolwiek, częściej to łut szczęścia decydował o złapaniu zwierzyny. Wiele osób uważało, że nie nadawał się do grupy, większość też szykanowała go z powodu jego miernych umiejętności. Przez pewien czas odmieniec siadywał z Ajeinleacw'em, ale kiedy jeden ze starszych myśliwych, starających zaangażować się do polowania  jak najwięcej osób, odbył z nim inspirującą dyskusję, zmienił swoje podejście.

- Uga buga, kongcia kongcia – powiedział z przekonaniem Starszy Myśliwy.

I wtedy też Ajuwonzot całkowicie się odmienił. Gdyby tylko wcześniej ktoś powiedział mu, że musi wierzyć w siebie i nie poddawać się! Gdyby tylko wcześniej ktoś powiedział, żeby po prostu spróbował dobrze polować! Gdyby tylko wcześniej ktoś powiedział, że nie należy zniechęcać się do polowania! Na Przodków, to przecież takie proste! – pomyślał chłopak.

I tak właśnie odmienił się – z szarego, przeciętnego wyrostka, zamienił się w potężnego wojownika, od którego wręcz biła energia. Udało mu się nawet upolować największego zwierza! Tak więc szybko zyskał w oczach swoich kompanów, porzucając starą i wdziewając nową szatę. Z dnia na dzień stał się jednym z tych prymitywów, wobec których kiedyś czuł strach. To między innymi z jego inicjatywy zlinczowano Słabiutkiego Myśliwego, który popadł w konflikt z silniejszymi łowcami. Była to pierwsza taka sytuacja i koniec końców, nigdy tak naprawdę nie ukarano sprawców.

Słabiutki Myśliwy, gdy jeszcze żył, charakteryzował się niecodzienną postawą. Pomimo braku jakichkolwiek łowieckich umiejętności wciąż potrafił wykłócać się, że pierwszy trafił zwierza (w czym zazwyczaj miał rację), którego potem inni dobili, więc również należy mu się część skóry i mięsa. Propagował również pogląd, iż myśliwi powinni działać na rzecz ogółu, będąc jego obrońcami i żywicielami. W zamian mieli oni otrzymywać ubrania i różne inne produkty, tak, aby każdy w społeczności miał jakieś zajęcie, które byłoby przydatne dla wszystkich. Zyskał nawet grupkę zwolenników, jednakże, po jego śmierci, spora część odeszła, tworząc dwuosobowe grupki, nie mające siły przebicia i tym samym skazując swoje idealistyczne wizje na powolną i bolesną śmierć.

Jednakże Ajeinleacw starał się nie przejmować tymi problemami. Sam nigdy nie dołączył do żadnej grupki, uważając je za nierozważne i zwyczajnie zbędne. Wątpił w jakąkolwiek skuteczność i możliwość zmiany całej społeczności. Nikt nie pytał go o zdanie, a on sam też nie dzielił się nim z nikim, siedząc w swojej grocie i dojadając resztki, słuchając śpiewów i tańców plemienia. Teraz również siedział, naprawiając przesadnie ozdobiony strój, patrząc w dal i słuchając rogu obwieszczającego koniec polowania.

Jakież zdziwienie ogarnęło wszystkich, kiedy, prócz grubego zwierza, przyniesiono również Ajuwonzot'a, krwawiącego, z kawałkami zębów drapieżnika wciąż utkwionymi w jego ciele. Wiadome było, że już długo nie pożyje. Po zgonie „silnego” łowcy Ajeinleacw pomyślał, że ci którzy kierują się kiepskimi radami, kiepsko kończą i że nikt  przy zdrowych zmysłach nie mógł wierzyć, iż kariera  Ajuwonzot'a dobrze się zakończy. Jego druga myśl okazała się jednak błędna.

Wbrew jego przekonaniu, Ajuwonzot nie został zapomniany,  wręcz przeciwnie. Wiele osób chwaliło jego siłę i męstwo, zapominając o gorszych częściach jego życiorysu, pomijając (słaby/mierny) początek. W ciągu kolejnych setek, tysięcy lat, zostanie on uznany za  archetyp wojownika, za postać z pogranicza fikcji i rzeczywistości. Wiele możnych rodów będzie głosiło, że są jego potomkami, będą organizowali uroczystości na jego cześć, opiewali jego czyny, których nigdy nie dokonał i malowali wizerunki, na których w jego oczach ponownie gościł blask szlachetności za życia Ajuwonzot’a zastąpiony przecież tępym wyrazem. To jego imię, aczkolwiek w innym zapisie, pojawiało się w przeróżnych mitach, opowieściach, legendach, wciąż żywe pomimo upływu lat.

Co natomiast z Ajeinleacw'em? On pewnego dnia zaszył się w grocie, której nigdy już nie opuścił. Przed śmiercią, zebrało się wokół siwego już mężczyzny kilkoro młodszych, podobnych do niego, chłopaków, którzy poznali część jego poglądów. Sam starzec urósł również do miana małej legendy, która była  bardziej zgodna z rzeczywistością, aczkolwiek szybko zapomnianej. To dopiero jego uczniowie i uczniowie uczniów, którzy często zmieniali całkowicie jego słowa, uzyskali sławę.


Pomimo tego, to jednak Słabiutki Myśliwy odniósł tryumf.


10 komentarzy:

  1. Ciekawa opowieść opisująca odwieczne zmagania siły i umysłu, sprawności fizycznej i biologicznej i sztuki, piękna. Znajdziemy w niej archetypiczne typy: wojownika i artysty, outsidera. Pomysłowe imię, ciekawy styl, trochę naturalizmu, trochę turpizmu, trochę groteski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za kreatywny i budujący komentarz! Zachęcam także do śledzenia na bieżąco kolejnych wpisów, które pojawią się tutaj już niedługo.

      Usuń
  2. Brzmi dobrze, choć doliczyłem się przynajmniej jednej literówki. Przyprawia o refleksję, i odnosi sie do ponadczasowych wartości i schematów życia. Ciekawe rzecz, oby tal dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poproszę w takim razie o podanie fragmentu z błędem, żebym mogła go poprawić. Bardzo dziękuję zarówno za czujność, jak i za ciepłe słowa.

      Usuń
  3. Bardzo dobra opowieść! Przyjemnie się czyta, wzbudza przemyślenia. Super robota, tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki komentarz podnosi na duchu i motywuje do dalszej pracy, dziękuję! W ciągu najbliższych dni pojawi się kolejny tekst, także zapraszam serdecznie.

      Usuń
  4. Dałam się wciągnąć w narrację nawet nie wiem kiedy. Zdania biegną jedno za drugim, tak, że z łatwością przenosimy się w ten inny świat chociaż nie pozbawiony pewnych znajomych nam motywów i postaci. Fajna lektura na czas izolacji. Czekam na więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy ma się za dużo wolnego czasu, to uwalnia się kreatywność. Cieszę się, że utwór się spodobał!

      Usuń
  5. Ciekawa historia. Szczególnie podoba mi się to, że porusza kwestię postrzegania jednostki przez społeczeństwo, jej zmagania z własnymi słabościami i samą naturą. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły i inteligentny komentarz! Zachęcam bardzo serdecznie do przeczytania następnych wpisów i mam nadzieję, że spodobają Ci się tak samo, jak ten. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń