Ajeinleacw opuścił swoją grotę. Z daleka słychać było tępe
uderzanie kamienia o skały, co oznaczało, że zostaje zwołana narada, a, sądząc
po pogodzie, prawdopodobnie miała ona dotyczyć polowania. Kamienny Krąg, gdzie
organizowano spotkania, rządził się własnymi prawami. Podczas gdy większość
plemienia chodziła w jakichś szmatach, okryta była liśćmi albo po prostu prezentowała
swoją męskość oraz bujne owłosienie, to akurat w
tym miejscu wszyscy mieli podobny strój. Nie taki sam oczywiście, ale niepisana
zasada mówiła, że ma być w miarę jednakowy. Zazwyczaj składał się ze skóry
upolowanego wcześniej zwierzęcia; najlepszy myśliwy otrzymywał najlepszą skórę,
którą następnie ozdabiał. Chociaż nazwanie tego ozdobą, to zbyt wielka
nobilitacja dla takich prymitywnych konstrukcji. Największą popularnością
cieszyły się szalikopodobne twory z zajęczych skór, na których znajdowały się
pasy i kropki, najczęściej z krwi.
Ajeinleacw należał do zgoła innych osób. Nie był specjalnie
wybitnym wojownikiem bądź myśliwym, gdyż jego specjalizacją była głównie uprawa
roli oraz tworzenie malowideł ściennych. Czasami
też pomagał zszyć części stroju swoich współplemieńców, które potem wyróżniały się od innych swoją dokładnością i,
niestety nie dostrzeganym przez właścicieli, pięknem. Ubiór zaś samego
Ajeinleacw'a nie wyróżniał się niczym specjalnym,
prócz swojej trwałości. Mężczyzna nie starał się przyozdabiać go różnymi
śmieciami, bo nie widział w tym żadnego sensu. Okrywał on jedynie swoje uda, brzuch, klatkę piersiową i plecy, tak, aby nie
ukazywać swojego ciała, które zazwyczaj budziło śmiech albo współczucie wśród
innych. Nie oznaczało to, że było brzydkie albo słabe – po prostu nie nadawało
się do polowania, więc społeczność wojowników i ich kobiety, patrzyły na niego (oraz
jego umiejętności łowieckie) z tępym politowaniem.
Kiedy Ajeinleacw doszedł do Kamiennego Kręgu, wdział swoją
łowiecką szatę i usiadł na kamieniu najbardziej oddalonym od innych. Wrzawa i
pokrzykiwania ucichły, gdy na środku kręgu pojawił się Wódz. W młodości był
najlepszym wojownikiem, lecz teraz, niestety, nieco
starszy, nie uczestniczył już aktywnie w łowach. Często za to nadzorował
polowanie, arbitrował, kiedy ktoś się kłócił bądź pomagał goić rany. Ponadto
darzył on sympatią Ajeinleacw'a i paru innych, nieco wycofanych,
współplemieńców. Pozwalał im czasami zostać w tyle, aby pozbierali jagody, obmyślili
strategię albo oskórowali zabitego zwierza. Z niejasnego powodu, ta odmienność
i wyjątkowe prawa, bardzo denerwowały resztę
plemienia, która często skarżyła się na to „specjalne traktowanie” i pragnęła
przyłączyć tych towarzyszy do większości, pomimo jawnego gardzenia nimi.
Jednakże nie wszyscy podzielali to zdanie. Część wolała zająć się własnymi
sprawami, zresztą – im mniej rywali, tym więcej zwierza i kobiet dla nich! Jeszcze
inna grupa próbowała „nauczyć się” posługiwania oszczepem albo kamienną kulą,
lecz na próżno.
Ciekawy był wygląd owych fanów łowiectwa. Każdy z nich
różnił się między sobą, niektórzy mieli nawet szlachetny błysk w oczach i nutę
inteligencji, która jednak szybko znikała, gdy tylko rozpoczynał się łów. Cechą,
która łączyła praktycznie ich wszystkich, było intensywne owłosienie na prawie
całej powierzchni ciała. Ręce przypominały mech, brzuch i klatka piersiowa
sprawiały wrażenie wełny, a ich mamucie
nogi były odpychająco włochate. Ich twarze stanowiły, czasami, wyjątek –
niektórzy mieli różnorakie blizny i siniaki, a do tego gigantyczny, niechlujny
zarost albo brody, twarz innych z kolei pozbawiona była ran. Niekiedy jakieś małe żyjątko,
utknąwszy w zaroślach ich włosów, umierało, pośród patyków, zepsutych owoców
bądź fekaliów. Ich ubiór również nie był jednolity. Ci najbardziej obrzydliwi
chodzili nago, czasami nawet podczas rady, za co byli karani, jednakże bez
rezultatu. Najgłupsi z myśliwych często puszyli się w strojach ozdobionych
piórkami, liśćmi i innymi prestiżowymi znaleziskami. Oczywiście to nie oni
szyli owe cuda, a jeśli nawet, to ich żywot nie trwał dłużej niż trzy dni.
Pomimo tego trafiały się tam osoby przyjazne i nieco
bardziej zadbane, które po prosty lubiły polowanie, nie uważając go jednak za
święty obowiązek. Jedzenia wokół było w końcu w bród. Mimo to, takie osoby
zazwyczaj milczały, gdy inni nękali nie-polujących. Jednakże, zdarzały się
przypadki, kiedy po szczególnie złym dniu i nędznym polowaniu bronili słabszych
przed wojownikami, którzy wyładowywali na nich swoją złość za te wszystkie zbyt
szybko biegające króliki.
Ajeinleacw zdawał sobie sprawę z różnic pomiędzy nim a
innymi. Czasami zastanawiał się, czy należał do tego samego gatunku, co tamte
„bezmózgi”. Jego pycha nie przejawiała się w żaden widoczny sposób, większość
osób uważała go za przeciętnego, słabego i bezużytecznego człowieka. Pomimo to,
mężczyzna nigdy nie wątpił w swoją wielkość i wiele razy wyobrażał sobie, co
odpowie i czego dokona, aby pokazać innym swoją
wielkość. Nigdy nie kończyło się na słowach.
…tylko na myślach, które szybko zostawały porzucane.
Pod tym względem inni mieli rację – był słaby.
Po krótkiej naradzie ustalono cel polowania. Jak za każdym razem Ajeinleacw usiadł gdzieś
z boku, podczas gdy reszta szykowała swoje uzbrojenie. Jak za każdym razem
wziął zniszczone stroje swoich pobratymców, aby ocenić szkody i dokonać
ewentualnych napraw. Jak za każdym razem
starał się nie słuchać prymitywnych okrzyków i pieśni, nie mających większego sensu. Ten dzień był po prostu taki, jak za każdym razem. Nic w świecie
Ajeinleacw’a nigdy nie uległo i nigdy nie ulegnie zmianie.
Tego samego nie można było jednak powiedzieć o Ajuwonzot'cie,
zupełnie mizernym, aczkolwiek najbardziej zadbanym łowcy, chociaż jeszcze
niedawno określanie go tym mianem nie byłoby zgodne z prawdą. Chłopak miał
spore problemy z upolowaniem czegokolwiek, częściej to łut szczęścia decydował
o złapaniu zwierzyny. Wiele osób uważało, że nie nadawał się do grupy,
większość też szykanowała go z powodu jego miernych umiejętności. Przez pewien
czas odmieniec siadywał z Ajeinleacw'em, ale kiedy jeden ze starszych
myśliwych, starających zaangażować się do polowania jak najwięcej osób, odbył z nim inspirującą
dyskusję, zmienił swoje podejście.
- Uga buga, kongcia kongcia – powiedział z przekonaniem
Starszy Myśliwy.
I wtedy też Ajuwonzot całkowicie się odmienił. Gdyby tylko
wcześniej ktoś powiedział mu, że musi wierzyć w siebie i nie poddawać się!
Gdyby tylko wcześniej ktoś powiedział, żeby po prostu spróbował dobrze polować!
Gdyby tylko wcześniej ktoś powiedział, że nie należy zniechęcać się do
polowania! Na Przodków, to przecież takie proste! – pomyślał chłopak.
I tak właśnie odmienił się – z szarego, przeciętnego
wyrostka,
zamienił się w potężnego wojownika, od którego wręcz biła energia. Udało mu się
nawet upolować największego zwierza! Tak więc szybko zyskał w oczach swoich
kompanów, porzucając starą i wdziewając nową szatę. Z dnia na dzień stał się jednym
z tych prymitywów, wobec których kiedyś czuł strach. To między innymi z jego
inicjatywy zlinczowano Słabiutkiego Myśliwego, który popadł w konflikt z silniejszymi
łowcami. Była to pierwsza taka sytuacja i koniec końców, nigdy tak naprawdę nie ukarano
sprawców.
Słabiutki Myśliwy, gdy jeszcze żył, charakteryzował się
niecodzienną postawą. Pomimo braku jakichkolwiek łowieckich umiejętności wciąż
potrafił wykłócać się, że pierwszy trafił zwierza (w czym zazwyczaj miał
rację), którego potem inni dobili, więc również należy mu się część skóry
i mięsa. Propagował również pogląd, iż myśliwi powinni działać na rzecz ogółu, będąc jego obrońcami i żywicielami. W zamian mieli oni
otrzymywać ubrania i różne inne produkty, tak, aby każdy w społeczności miał
jakieś zajęcie, które byłoby przydatne dla wszystkich. Zyskał nawet grupkę
zwolenników, jednakże, po jego śmierci, spora część odeszła, tworząc dwuosobowe
grupki, nie mające siły przebicia i tym samym skazując swoje idealistyczne
wizje na powolną i bolesną śmierć.
Jednakże Ajeinleacw starał się nie przejmować tymi
problemami. Sam nigdy nie dołączył do żadnej grupki, uważając je za nierozważne
i zwyczajnie zbędne. Wątpił w jakąkolwiek skuteczność i możliwość zmiany
całej społeczności. Nikt nie pytał go o zdanie, a on sam też nie dzielił się
nim z nikim, siedząc w swojej grocie i dojadając resztki, słuchając śpiewów i
tańców plemienia. Teraz również siedział, naprawiając przesadnie ozdobiony
strój, patrząc w dal i słuchając rogu obwieszczającego koniec polowania.
Jakież zdziwienie ogarnęło wszystkich, kiedy, prócz grubego
zwierza, przyniesiono również Ajuwonzot'a, krwawiącego, z kawałkami zębów
drapieżnika wciąż utkwionymi w jego ciele. Wiadome było, że już długo nie
pożyje. Po zgonie „silnego” łowcy Ajeinleacw pomyślał, że ci którzy kierują się
kiepskimi radami, kiepsko kończą i że nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł wierzyć, iż
kariera Ajuwonzot'a dobrze się zakończy.
Jego druga myśl okazała się jednak błędna.
Wbrew jego przekonaniu, Ajuwonzot nie został zapomniany, wręcz przeciwnie. Wiele osób chwaliło jego
siłę i męstwo, zapominając o gorszych częściach jego życiorysu, pomijając (słaby/mierny)
początek. W ciągu kolejnych setek, tysięcy lat, zostanie on uznany za archetyp wojownika, za postać z pogranicza
fikcji i rzeczywistości. Wiele możnych rodów będzie głosiło,
że są jego potomkami, będą organizowali uroczystości
na jego cześć, opiewali jego czyny, których nigdy nie dokonał i malowali
wizerunki, na których w jego oczach ponownie gościł blask szlachetności za
życia Ajuwonzot’a zastąpiony przecież tępym wyrazem. To jego imię, aczkolwiek w
innym zapisie, pojawiało się w przeróżnych mitach, opowieściach, legendach,
wciąż żywe pomimo upływu lat.
Co natomiast z Ajeinleacw'em? On pewnego dnia zaszył się w
grocie, której nigdy już nie opuścił. Przed śmiercią, zebrało się wokół siwego już
mężczyzny kilkoro młodszych, podobnych do niego, chłopaków, którzy poznali
część jego poglądów. Sam starzec urósł również do miana małej legendy, która
była bardziej zgodna z rzeczywistością, aczkolwiek
szybko zapomnianej. To dopiero jego uczniowie i uczniowie uczniów, którzy
często zmieniali całkowicie jego słowa, uzyskali sławę.
Pomimo tego, to jednak Słabiutki Myśliwy odniósł tryumf.
Ciekawa opowieść opisująca odwieczne zmagania siły i umysłu, sprawności fizycznej i biologicznej i sztuki, piękna. Znajdziemy w niej archetypiczne typy: wojownika i artysty, outsidera. Pomysłowe imię, ciekawy styl, trochę naturalizmu, trochę turpizmu, trochę groteski.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za kreatywny i budujący komentarz! Zachęcam także do śledzenia na bieżąco kolejnych wpisów, które pojawią się tutaj już niedługo.
UsuńBrzmi dobrze, choć doliczyłem się przynajmniej jednej literówki. Przyprawia o refleksję, i odnosi sie do ponadczasowych wartości i schematów życia. Ciekawe rzecz, oby tal dalej
OdpowiedzUsuńPoproszę w takim razie o podanie fragmentu z błędem, żebym mogła go poprawić. Bardzo dziękuję zarówno za czujność, jak i za ciepłe słowa.
UsuńBardzo dobra opowieść! Przyjemnie się czyta, wzbudza przemyślenia. Super robota, tak trzymać!
OdpowiedzUsuńTaki komentarz podnosi na duchu i motywuje do dalszej pracy, dziękuję! W ciągu najbliższych dni pojawi się kolejny tekst, także zapraszam serdecznie.
UsuńDałam się wciągnąć w narrację nawet nie wiem kiedy. Zdania biegną jedno za drugim, tak, że z łatwością przenosimy się w ten inny świat chociaż nie pozbawiony pewnych znajomych nam motywów i postaci. Fajna lektura na czas izolacji. Czekam na więcej...
OdpowiedzUsuńKiedy ma się za dużo wolnego czasu, to uwalnia się kreatywność. Cieszę się, że utwór się spodobał!
UsuńCiekawa historia. Szczególnie podoba mi się to, że porusza kwestię postrzegania jednostki przez społeczeństwo, jej zmagania z własnymi słabościami i samą naturą. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły i inteligentny komentarz! Zachęcam bardzo serdecznie do przeczytania następnych wpisów i mam nadzieję, że spodobają Ci się tak samo, jak ten. Pozdrawiam cieplutko.
Usuń