niedziela, 31 maja 2020

"Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz"


            Wiele osób zapewne zna postać Frankensteina. W powszechnej świadomości owe nazwisko jest synonimiczne z wielkim, połatanym, szkaradnym i najczęściej zielonym potworem. Nie ma to nic wspólnego z materiałem źródłowym – Wiktor Frankenstein jest normalnym, choć bardzo ambitnym, młodym człowiekiem. „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz” Mary Wollstonecraft Shelley to opowieść mocno różniąca się od filmowych adaptacji. Dzieło wydane zostało w 1818 roku, czyli w dobie romantyzmu. Utwór ten to bardziej powiastka filozoficzna z dosyć interesującą narracją niż zwyczajny horror, choć autorka napisała swoje opus magnum pod wpływem koszmaru, w którym jej zmarły syn powrócił do życia.




           Powieść ma dosyć unikatową kompozycję, którą można by nawet określić jako szkatułkową. Na samym początku przedstawiona zostaje postać kapitana Waltona, który pisze listy do swojej siostry. Wówczas właśnie po raz pierwszy poznajemy Wiktora Frankensteina, który, bliski śmierci, opowiada swoją historię kapitanowi. Wtedy też następuje zmiana narracji i zamiast listów mamy perspektywę Wiktora, która przypomina wspomnienia albo rękopis –  nie bez powodu, gdyż Walton zamierzał wysłać swojej siostrze opowieść Frankensteina spisaną przez samego doktora. Co ciekawe, przedstawiona zostaje również opowieść Kreatury z jej punktu widzenia. Całość podsumowana jest znowu listami Waltona, w których zamyka on wszystkie wcześniejsze wątki.
            Fabuły do momentu powstania kreatury nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. W pierwszych rozdziałach, w których mamy do czynienia z narracją prowadzoną przez Frankensteina, mężczyzna opisuje swoją rodzinę, początkowe, zwyczajne życie i swoje naukowe ambicje. Spokojna i sielankowa rzeczywistość narratora ulega jednak nagłej zmianie, gdy wreszcie udaje mu się stworzyć Kreaturę. Po długiej chorobie wywołanej szokiem i odrazą na widok swego dzieła Frankenstein wraca do rodzimej Genewy, gdzie doświadcza tragedii za tragedią. Odpowiedzialnym za nie jest prawdopodobnie jego własne dzieło, które obróciło się przeciwko niemu. Potwór może jednak wzbudzać sympatię czytelnika, szczególnie wówczas, gdy przedstawia swoje doświadczenia po tym, jak Wiktor go przeklął i porzucił. Ciężko jest mu wówczas nie współczuć. Tak naprawdę Kreatura to dosyć pokojowa istota, nieznająca jeszcze świata i ucząca się dopiero życia, która jednak z powodu swojego odrażającego wyglądu sprawia wrażenie demona czy bestii. Utwór kończy się dosyć przygnębiająco, a jego wymowa jest ponura i nie nastraja optymistycznie.



            Powieść porusza wiele ważnych problemów, począwszy od „zabawy w Boga”, samotności, odrzucenia, a kończąc na paralelach między biblijnym Adamem a Potworem. Dzieło można odczytywać wielorako – dla niektórych może być przestrogą przed nauką pozbawioną granic, inni zaś w postaci Kreatury odnajdą odosobnioną jednostkę, która powoli traci swoją niewinność pod wpływem wrogiego nastawienia świata. Bez jednoznacznych odpowiedzi pozostaje również wiele innych kwestii i pytań: kto tak naprawdę jest pozytywnym bohaterem tego utworu? Czy jest nim Wiktor Frankenstein, typowy dramatyzujący i egocentryczny romantyk? A może Kreatura, która dopiero gdy doświadczyła zła od każdej osoby, jaką spotkała na swojej drodze, to zaczęła mścić się na ludzkości? Kto jest bardziej tragiczny? Po czyjej stronie jest racja? Czy jest w ogóle jakaś ogólna „racja”?
            „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz” to książka z pewnością nie dla wszystkich. Ci, którzy nie trawią romantycznych uniesień i użalań, dosyć szybko znienawidzą tytułowego bohatera. Jednak tym, którzy są w stanie przebrnąć przez takie fragmenty czy nawet się nimi rozkoszować utwór powinien przypaść do gustu. Nie jest on długi – to zaledwie około dwustu stron, a więc idealnie na deszczowy wieczór.



W mojej opinii dzieło Mary Shelley jest wartościowym utworem, pomimo iż pochodzi z epoki, za którą nie przepadam. Największą wadą w moim odczuciu były występujące co jakiś czas dosyć przydługawe i pełne zbyt patetycznych słów przemyślenia Wiktora. Dobrze napisane są natomiast fragmenty, w których narrację prowadzi Kreatura. Należą one do moich ulubionych w tej powieści, gdyż skłaniają do wielu refleksji i głębokich przemyśleń.

6 komentarzy:

  1. Z przyjemnością przeczytałam tę recenzję. Każdej lekturze utworu powinna towarzyszyć rozmowa o niej. To ciekawe, ile nowych treści może dostrzec młody, świeży umysł w, zdawałoby się, znanym utworze. Czekam na kolejne recenzje, uwagi i przemyślenia, a znając autora bloga, myślę, że będzie miał, o czym pisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa ❤️ Wiele interesujących lektur mam już za sobą, a kolejne ciągle pojawiają się na mojej liście, także tematów do pisania rzeczywiście mi nie zabraknie. Polecam odświeżanie co jakiś czas starych dzieł. To zadziwiające ile treści nam umyka i jakie rzeczy dostrzegamy przy powtórnym przeczytaniu utworu 😉

      Usuń
  2. Nie miałam jeszcze okazji zobaczyć filmu o Frankensteinie, o książce pierwszy raz słyszę, choć nazwisko autorki brzmi znajomo. Pozycja wydaje się ambitna i skłaniająca do refleksji. Może mają ją w bibliotece.:) Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieść jest o tyle interesująca, że pod płaszczykiem zwykłej historii z dreszczykiem kryje się głęboki sens. Jeśli kogoś nie odstrasza typowo romantyczny styl, to może się naprawdę dobrze bawić, a po skończeniu całości nie zabraknie mu nowych refleksji w głowie. Polecam gorąco!

      Usuń
  3. Choć jest to Twoja pierwsza recenzja, to bardzo ciekawie się ją czyta. Czekam na więcej takich artykułów. 😉

    Pozdrawiam i zapraszam także do siebie http://www.altermusic.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękują, niedługo pojawi się kolejna recenzja, także zapraszam serdecznie. ❤️ A stronę na pewno odwiedzę!

      Usuń